Anna Przewoźnik: - Koncert dla niepełnosprawnych odbywał się w wyjątkowym miejscu- na Jasnej Górze. Czy można więc mówić o tym, że jest niecodzienny, szczególny?
Antonina Krzysztoń:: - Tak, ja jednak koncertów nie nazywam koncertami, ale spotkaniami i tak na pewno było tu, na Jasnej Górze. Od początku było to spotkanie, które bardzo mnie poruszyło . Zwłaszcza jego religijne elementy, np. liturgia obmywania nóg. Wzięłam w nim osobiście udział, i może dlatego czułam się rodzinnie z tą wspólnotą. Czułam, że jest to wspólnota ludzi, którzy są ze sobą blisko i czułam, że jestem razem z nimi.
Dla mnie to również wyjątkowy czas ze względu na 11. rocznicę śmierci Matki Teresy z Kalkuty, która przypada właśnie dziś. Z tej okazji zaśpiewałam piosenkę, która jest bardzo związana z Matką Teresą. Powstała po przeczytaniu jej listów.
- To piękna piosenka i piękny koncert, gromadzi szczególne środowisko. Spotyka się pani czasem ze środowiskiem osób niepełnosprawnych?
- Tak, oczywiście. Przez lata wielokrotnie miałam do czynienie z bardzo różnymi ludźmi. Jestem też związana z ruchem hospicyjnym. Myślę, że my wszyscy jesteśmy niepełnosprawni, tylko nie jesteśmy tego świadomi. Bo jest niepełnosprawność widoczna i niepełnosprawność, której nie widzą nasze oczy. Jest ona często o wiele głębsza, utrudniająca różne rzeczy w życiu. Ja mogę powiedzieć, że mam to poczucie mojej niepełnosprawności, chociażby duchowej. Wiem, że jestem słabym człowiekiem i jest mi czasami trudno iść przez życie. Ale mam też świadomość, że są wokół mnie bracia, którzy mają jeszcze trudniej. Dobrze sobie uświadamiać to, że my możemy się znaleźć w różnych sytuacjach.
- Pani piosenki, mimo iż dokładnie określone światopoglądowo, trafiały i trafiają do ludzi o różnych przekonaniach. W czym tkwi ich siła?
- W dużej mierze jest to mój wybór drogi. Wiem, że jest wiele osób, zespołów, które bezpośrednio śpiewają o Bogu, Jezusie, Maryi ja natomiast mam cały czas pragnienie, by każdy mógł przyjść na mój koncert. Wolę mówić o wierze w sposób dostępny dla każdego.
- Czyli również dla osoby niewierzącej?
- Tak, i jeżeli mogę mówić o jakimś powołaniu i je określać, to musze powiedzieć, że moim powołaniem jest taki rodzaj śpiewania, aby pokazać drogę, której inni nie znają.
- Lubi Pani żywe dźwięki i jest wierna akustycznym brzmieniom. Co panią w nich fascynuje?
- Jest to związane z tym, że w dzieciństwie przez krótki czas mieszkałam w małym miasteczku, w którym takie dźwięki na mnie działały. Przejeżdżały tam tabory cygańskie. Pierwszą muzykę, którą słyszałam to był śpiew mojej mamy, babci, a także sióstr mojej mamy które pięknie śpiewały na głosy i te cygańskie pieśni, bardzo są związane z naturą. Stąd chyba uwielbienie muzyki ludowej.
- Kocha pani folk, ale i muzykę afrykańską, co słychać w piosenkach z płyty „Dwa księżyce” zadedykowała pani ją Czarnemu Kontynentowi?
- Obecność Afryki w muzyce stała się modna. Ja z tą muzyką zetknęłam się już kilkanaście lat temu i jestem jej wierną słuchaczką. Elementy afrykańskie wykorzystywałam już w płycie „Kiedy przyjdzie dzień”. Już tam zaczęły pobrzmiewać afrykańskie rytmy. A skąd się wzięła fascynacja tą muzyką? Mogę powiedzieć, że z mojego wędrowania. Ktoś kiedyś przyniósł mi kasetę i po prostu pokochałam tę muzykę. Pokochałam ją za jej pogodę i piękno.
- Chciałabym się na chwilę zatrzymać przy płycie „Dwa księżyce”. Jest ona o miłości ludzkiej i boskiej Album kończy utwór „Oto on” z fragmentu Pieśni nad pieśniami.
- Myślę, że po prostu nie ma miłości bez Boga. Ludzie mogą nie być świadomi, że to, co odczuwają,jest piciem z bardzo konkretnego źródła. Bóg jest miłością, w związku z tym wszystko, co nawet się dzieje między ludźmi kochającymi się, jest miłością z tego, a nie innego źródła.
- Czy każdy album stanowi podsumowanie konkretnego okresu w pani życiu?
- Można tak powiedzieć. Każdy album to rodzaj pewnego dziennika, pamiętnika. Nazywam to tak dlatego, że wszystkie piosenki rodzą się bardzo różnie: czasami ze spotkania z drugim człowiekiem, z jakiegoś zdarzenia, z obrazu, który zobaczę, z myśli, która do mnie przyjdzie, często także ze środka duszy. Lada moment znaczne nagrywać nową płytę.
- Czekamy w takim razie na nią z utęsknieniem. Pisze Pani wiersze i pieśni, komponuje muzykę i przejmująco śpiewa o życiu, o jego radościach i smutkach. Czy wg Pani więcej jest w życiu radości czy smutków?
- Wydaje mi się, że to wszystko jest w takich promieniach. To, co istotne, jest w nas. Czasami nasze smutki, cierpienia są początkiem czegoś ważnego i są światłem w naszym życiu. Istotne jest, żeby szukać tego światła w tym, co się nam zdarza, jeżeli nawet jest to coś bardzo trudnego. Warto szukać tych okruchów światła. Wiem, że czasami to jest trudne i łatwo to mówić, kiedy człowiek jest w dobrej formie. Gorzej jest z tym w cierpieniu. Trzeba jednak pamiętać, że ono ma swój kres i że przyjdzie prędzej czy później światło.
- Co najbardziej ceni sobie Pani w życiu? AK Miłość. Chciałabym, aby na świecie nie było nikogo, kto by jej nie doświadczył w jakiejkolwiek formie. Wszystko ma źródło w miłości i ono nas właściwie uczy tego, co jest najlepsze.
- Określa się Pani mianem „wędrującej kobiety”. Co się pod nim kryje?
- Tak. Jesteśmy tutaj na ziemi tylko na jakiś czas i nasze życie jest wędrówką. Oczywiście, czasami trzeba przystanąć, ale najważniejsze, byśmy byli w ruchu. Nie możemy zamierać, bo życie jest wtedy, kiedy człowiek wędruje.