POŻEGNANIE. Ksiądz Marceli Dewudzki
Z wielkim żalem i nietajoną boleścią dowiedzieliśmy się o śmierci księdza doktora Marcelego Dewudzkiego, naszego kapelana - kapelana Wspólnoty Młodych Duchem, wchodzącej w skład "Betel". Odszedł nagle, w sierpniu tego roku. Miał 89 lat.
Księdza Marcelego Dewudzkiego poznałem stosunkowo późno, bo zaledwie pięć lat temu, gdy razem spędziliśmy wakacje nad morzem z młodzieżą niepełnosprawną w miejscowości Chłopy w pobliżu Kołobrzegu. Nie zapomnę nigdy Jego serdecznego, bezpośredniego podejścia do uczestników obozu. Swoją dobrocią, pogodą ducha, optymizmem i młodzieńczym zapałem podbijał serca młodych i starszych.
Nic więc dziwnego, że z takimi cechami charakteru i usposobieniem został skierowany przez metropolitę częstochowskiego abp. Stanisława Nowaka w 1996 roku do pracy w nowo powstałej Wspólnoty Młodych Duchem "Betel", która skupiła ludzi starszych, emerytów i rencistów.
Członkowie wspólnoty stawiają sobie za cel towarzyszenie drugiej osobie, często samotnej, opuszczonej i zapomnianej przez otoczenie, a nawet najbliższych. Towarzyszenie
w chwilach szczególnie ciężkich: w czasie choroby, stresów, załamań psychicznych i podobnych sytuacjach. Wspólnota Młodych Duchem pragnie życie ludzi samotnych uczynić bogatszym, pobudzić do działania i wskazania, że nie należy poddawać się rezygnacji i zaszywać w sobie samotności, ale otwierać na drugiego człowieka i nieść mu radość i nadzieję. Sami członkowie Wspólnoty też przy tym korzystają i czują się zadowoleni i szczęśliwi z poczucia spełnionego obowiązku wobec bliźniego w myśl nauki Chrystusa - "Cokolwiek uczyniliście dobrego tym najmniejszym, mnieści uczynili".
W czasie pobytu w ośrodku na obozie wypoczynkowym nad morzem ksiądz kapelan w warunkach polowych odprawiał Eucharystię dla niepełnosprawnych, ich starszych i młodszych opiekunów, spowiadał i głosił homilię, której słowa dobierane do sytuacji były kojące dla dotkniętych przez los ludzi, w większości w wózkach inwalidzkich. Słowa te głęboko wpadły i w nasze serca i otworzyły się na los i niedolę potrzebującej niepełnosprawnej młodzieży. To było impulsem do zorganizowania i otwierania nowych domów dla potrzebującej, pokrzywdzonej młodzieży. Tak powstał Dom Dobrego Pasterza we Władysławowie, w którym zamieszkało dziesięcioro niepełnosprawnych sierot społecznych.
Ksiądz kapelan dr Marceli Dewudzki przy każdej okazji podkreślał potrzebę niesienia pomocy innym i sam dawał budujący przykład swoim zaangażowaniem dla bliźnich. Przez okres ostatnich pięciu lat bezinteresownie sprawował funkcję kapelana w naszej wspólnocie. Jeden raz w miesiącu odprawiał dla nas Mszę św., wygłaszał ciekawe i budujące homilie, uczestniczył w naszych pielgrzymkach do polskich Sanktuariów Maryjnych. Pomimo zaawansowanego wieku wyjeżdżał ze Wspólnotą do odległego Domu Chrystusa Frasobliwego w Krynicy, aby tam dla kuracjuszy sprawować Mszę św., spowiadać chętnych i wygłaszać ciekawe nauki.
Wspomagał też naszą wspólnotę finansowo, przekazując co miesiąc jakąś kwotę, m.in. na dofinansowanie wczasów leczniczych dla najuboższych członków. W wywiadzie z panią redaktor Margitą Kotas w "Niedzieli" z 4 lipca 1999 roku stwierdził, że "Kto jest nieczuły na potrzeby i troski innych, nie będzie miał wielkich szans na wejście do Królestwa Niebieskiego". A mnie kiedyś opowiedział ciekawą anegdotkę o pewnym nowobogackim, który niespodziewanie zszedł z tej ziemi i stanął u bram Niebios. Święty Piotr zapytał go wówczas, z czym przychodzi (jakie miał zasługi na Ziemi), a bogacz pokazał świętemu mieszek złotych monet. To, co tutaj pokazywał, nie miało żadnej wartości, należało się tym podzielić z potrzebującymi na ziemi. Nie mającego żadnych zasług skąpca skierował o wiele pięter niżej, do podobnych mu charakterem i "zasługami.
Z okazji jakiejś rocznicy pragnęliśmy księdzu kapelanowi kupić nowy ornat, bo obecny jest już mocno wysłużony. Ksiądz Marceli Dewudzki skromnie zaoponował i prosił, aby te pieniądze przeznaczyć na potrzeby najbardziej potrzebujących, w związku z czym przekazaliśmy tę kwotę na pomoc dla powodzian.
"Czy słońce świeci, czy deszcz leje, ja się zawsze śmieję" - to często powtarzane słowa księdza doktora. Będzie nam brakowało jego uśmiechu na twarzy.
Będzie nam brakowało naszego Kapelana, serdecznego przyjaciela, kapłana w podeszłych latach, ale młodego duchem, otwartego na ludzkie potrzeby, o ogromnym i czułym sercu, wrażliwego na los i cierpienia ludzi, w których widział samego Jezusa Chrystusa - naszego Zbawiciela.
Myślę, że będę wyrazicielem całej naszej Wspólnoty, że słowa naszego Drogiego Kapelana - aby pomagać innym, bardziej potrzebującym - zostaną w naszej pamięci na zawsze i praktycznie wcielać będziemy je w codziennym życiu.
Gazeta Wyborcza, Częstochowa 13 września 2001 roku