Ich własny dom

Tadeusz Piersiak
Gazeta Wyborcza 11 września 1998

2018-01-18 23:11:29

Władysławów. Pod opieką "mamusi"

Dwanaście młodych niepełnosprawnych osób zamieszkało w ośrodku Wspólnoty "Betel" we Władysławowie.

W środę o godz. 11.00 wszyscy zebrali się na mszy we władysławowskiej kaplicy. Podopieczni i opiekunowie z ośrodka, mieszkańcy wsi, duchowni, przedstawiciele "Betel", nawet reprezentant Komisji ds. Niepełnosprawnych przy Prezydencie RP.

- Wy, którzy tu będziecie mieszkać, jesteście prawdziwymi, cichymi bohaterami - mówił w kazaniu do mieszkańców domu arcybiskup Stanisław Nowak.

- Bijemy często brawa sportowcom. Tymczasem trzeba bić brawo tym, którzy niosą krzyż z Chrystusem. Często bowiem widzę u ludzi, którzy cierpią - tyle pogody, płynącej z wiary, że są bliżej Chrystusa niż inni. Wierzą, że Bóg ich kocha, a Bóg patrzy na ich cierpienie, jak na cierpienie swojego jedynego Syna na krzyżu. Cieszę się, że znaleźliście swój dom, bo każdy człowiek potrzebuje miejsca, gdzie jest u siebie. Zasłużyliście na niego w pełni, bo jesteście tymi, którzy przyciągają oczy Boga, miłość Boga. Bracie Andrzeju, księża z "Betelu", wolontariusze - bądźcie rękami Boga, żeby wasi podopieczni już tu mogli poznać radość przyszłego zmartwychwstania.

Na dobrą wróżbę

Tymczasem w ośrodku szykowano poczęstunek. Wolontariusze kroili chleb na białym płótnie rozłożonym na podłodze, kobiety krzątały się w kuchni. Są dumni z ośrodka, bielejącego odnowionymi ścianami. Klasy byłej szkoły podstawowej zmieniono w przestronne pokoje umeblowane kanapami i fotelami. Na ścianach powieszono obrazki, także te, wykonane przez podopiecznych.

- Ośrodek czynny jest już od roku, tylko powoli się rozrastał i remontował - mówi jedna z wolontariuszek Asia Bystra. - Na dole są trzy duże pomieszczenia, dwa mniejsze, kuchnia i mała kaplica. Na górze dwie sypialnie. Na stałe jest tu dwoje opiekunów. My pomagamy w miarę możliwości.

Po uroczystości poświecenia budynku arcybiskup ofiarował domowi olejny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, żeby jej Osoba była dla dyrektorki ośrodka - Katarzyny Bystrej - wzorem matczynej opiekuńczości. Dzieci ze szkoły podstawowej w Miedźnie przyniosły kwiatek w doniczce - na zagospodarowanie i dobrą wróżbę.

Andrzej Kalinowski - częstochowski przedstawiciel "Betel" - długo dziękował tym, którzy przyczynili się do powstania domu we Władysławowie. Wśród wielu nazwisk padło też nazwisko Danuty i Franciszka Kasprzaków.

Tak się zaczęło

- Przyjeżdżam tu na wypoczynek - wyjaśnia Franciszek Kasprzak. - Zainteresowałem się byłą szkołą i podsunąłem pomysł założenia ośrodka.

Od niego więc wszystko się zaczęło. Propozycję zaakceptowała gmina Miedźno - podstawówka przestała być potrzebna: zabrakło dzieci do I i II klasy. W projekt zaangażował się wójt Kazimierz Golba. Poparła go społeczność Władysławowa. Budynek został bezpłatnie przekazany. Remontem i wyposażeniem zajęła się federacja wspólnot "Betel".

- Był najpierw pomysł, żeby budynek sprzedać komuś prywatnemu, bo przecież Władysławów to letnisko - mówi Danuta Wrześniak, mieszkanka wsi. - Pomysł zrobienia tu ośrodka bardzo nam odpowiadał. Dzieci są miłe, grzeczne, nikomu nie przeszkadzają. Cieszymy się, że będą mieć swój kąt.

Mamusia dwanaściorga

Obecnie w ośrodku jest 12 młodych niepełnosprawnych umysłowo osób. Życzenia arcybiskupa dla Katarzyny Bystrej chyba już się spełniły, bo podopieczni oburzają się, kiedy ktoś mówi o niej: pani dyrektor. Poprawiają, że to Kasia albo "mamusia". Dwudziestokilkuletnia dyrektorka też wygląda na bardzo zżytą ze swoimi "dziećmi". - Przyjechały do nas z całej Polski - mówi o nich. - Zresztą w sensie prawnym to już osoby pełnoletnie. Wyrosły z wieku, kiedy mogą się nimi opiekować inne ośrodki wychowawcze. Powinny wrócić do rodzin - ale ich nie mają. Rodzice albo zmarli, albo nie interesują się chorymi dziećmi. Gdyby nie Władysławów, poszłyby do domów opieki społecznej, a przecież - przynajmniej w województwie częstochowskim - to domy dla osób starszych.

Mirek jest jednym z niewielu podopiecznych z Częstochowy.

- Jestem tu już rok. Najpierw byłem z "mamusi" Kasią i jeszcze dwoma kolegami. Teraz jest nas więcej - opowiada. - Na co dzień jest z nami "mamusia", czasami zaglądają inni nasi zdrowi koledzy, jak Asia. Chodzimy do lasu na grzyby, nawet kąpaliśmy się w rzece. Jak jest brzydko, to rysujemy albo śpiewamy. Najbardziej lubię rysować kwiatki.

Zaprzyjaźnione strony